Rodzicielstwo zmieniło się na zawsze przez tę pandemię, ale warto, prawda?

Gdyby było jedno słowo, które całościowo opisałoby uczucia związane z życiem w tej pandemii, mogłoby to być „intensywne”. Intensywna frustracja. Intensywny strach. Intensywna miłość. Ogromna wdzięczność. Intensywna nuda. Podczas gdy moja rodzina i ja mamy teraz niewiarygodne szczęście — wszyscy jesteśmy zdrowi, mój mąż i ja mamy prace, które możemy wykonywać w domu, mamy Wi-Fi, opiekę zdrowotną i podwórko, na którym nasza trójka dzieci może się bawić — intensywność rzadko odpuszcza. Przynajmniej tak się teraz czuję, wypoziomowana emocjonalnie wersja siebie, której nigdy nie starałem się osiągnąć — przynajmniej nie tak nieubłaganie.

Dla kontekstu — i jestem pewien, że każdy rodzic może się do tego odnieść w taki czy inny sposób — kilka tygodni temu leżałem na podwórku z moją dwuletnią córką, gdy moje 8- i 5-latki jeździły na rowerach po podjeździe. Było słonecznie. Nikt się nie kłócił. To był moment kilka tygodni wcześniej, który nigdy nie byłby rzeczywistością o godzinie 14.00. we wtorek. „Co za okazja” – pomyślałam, bawiąc się gorącym od słońca kucykiem mojego najmłodszego i ostatniego dziecka – tego, którego harmonogram zawsze obejmował opiekunkę do dziecka i bycie włóczonym po różnych zajęciach starszego rodzeństwa.

Następnego dnia pogoda była jednak okropna i w ciągu godziny pojawiło się stłuczone szkło, e-mail od nauczycielki mojej najstarszej z informacją, że opuściła szkolne zadanie, dwa epickie napady złości, piętrzą się e-maile służbowe, a rozwiązanie? Nie żartuję — biegunka. Na tym zostawimy. Przed uprzątnięciem potłuczonego szkła (który miał być „zabawnym” napojem dla mojego syna – woda gazowana, dużo lodu, płatki cytryny itp.), zrobiłem zdjęcie mojej mokrej podłogi i wysłałem je dwóm przyjaciołom z podpis:„Skończyłem”. Ciężkość, którą poczułam w tym momencie w klatce piersiowej, była innym rodzajem przygnębienia rodzicielskiego, które pochodzi, powiedzmy, od dziecka, które ma szczególnie solidne przebudzenie w nocy lub niemowlaka, który niedawno odkrył słowo „nie”. To uczucie było wszechogarniające, bezgraniczne i całkowicie niejasne.

Intensywność to oczywiście trudna sytuacja rodzicielstwa. Pandemia czy nie, zawsze jest pełna wielkich, sprzecznych emocji — rozpacz i radość często się mieszają. Ale zwykle momenty ogromnej frustracji i radości mają początek i koniec. Są schludnie umieszczone w blokach między zajęciami gimnastycznymi, biegami szkolnymi i wycieczkami do Target po legginsy dla dziecka, które najwyraźniej właśnie doznało gwałtownego wzrostu. Ale to jest inne. Zachwyt, strach i gniew są nieokreślone, a jeśli spojrzysz na wiadomości, rzucają się na dość ponurą scenerię. Jest większy niż zwykle i nic z tego, wzloty ani upadki, nie ustępują.

Wciąż mamy kilka rzeczy, które pomagają nam wyjść poza intensywność życia i rodzicielstwa podczas pandemii, ale teraz mogą czuć się trochę zmuszeni. Joga, medytacja, spacery, Netflix — wszystko to ugruntowuje nas lub dodaje życiu lekkości. I zapewniają o wiele bardziej wartościową chwilę wytchnienia niż, powiedzmy, wycieczka do drogerii kiedykolwiek mogłaby, ale są celowym oderwaniem się od tego dziwacznego, naładowanego emocjonalnie świata, w którym wszyscy teraz żyjemy.

Zanim to wszystko się zaczęło, wątpiący rodzice czerpali radość ze służebnych zadań, które wiążą się z życiem i dziećmi. Sprawy, wożenie na zajęcia, listy, e-maile i osobisty administrator. Ale normalnie te nudne rzeczy na chwilę wyrywają nas z ruminacji życia. Sprawiają, że czujemy, że idziemy do przodu. Są mini-resetami w ciągu dnia, które zapewniają przerwę od egzystencjalnego. Większość z tych zadań jest w tej chwili nieobecna, a te, które pozostały — chodzenie do sklepu spożywczego, płacenie rachunków, cokolwiek związanego ze szkołą — są zabarwione nieznaną ociężałością. Nawet uświęcona tradycją ucieczka z telewizji może być lekko przesłonięta poczuciem obcości. (Czy ktoś jeszcze czytał książkę lub oglądał ostatnio program i miał odruchową reakcję:„Czekaj, dlaczego ci ludzie są teraz tak blisko?”, co wyrywa cię z eskapizmu?)

Innymi słowy:zamiast być luką w dobrej lub złej intensywności, jaką jest życie, te codzienne zadania tylko dodają zniechęcającego stosu.

Zazwyczaj jest nieskończona ilość czasu na zmiany, na ulepszanie siebie. Ale teraz, dodając do codziennych powagi, pojawia się gryzące wrażenie, że po wszystkim, gdy to wszystko się skończy, szczególnie jeśli chodzi o rodzicielstwo, i może się wydawać, że wyznaczono nam ostateczny termin. W niektórych momentach wydaje się, że to test, i jest data końcowa, kiedy wszyscy wyjdziemy z naszych domów, z rękami w górę, by zablokować dawno zapomniane światło, i ustalimy, czy ewoluowaliśmy czy to wszystko na nic.

„Czy z przyjemnością pobiegnę do Trader Joe po rakiety z cheddarem i pudełka na soki?” Zastanawiam się. Pewnie nie na długo. Kiedy moje dzieci są marudne i robią ogromny bałagan w naszym domu po szkole, czy będę miał cierpliwość Joba? Zgaduję, że nie na zawsze. Czy będę bardziej miękki? Łatwiejszy? Bardziej ostrożny? Bardziej wdzięczny? Czy moja rodzina będzie na bieżąco z naszym rękodziełem, grami planszowymi i spacerami? Mam nadzieję, ale nie wiem. Czy można poprawić się jako matka lub osoba w tak uporczywie ekstremalnej atmosferze? Nie wiem, ale wydaje mi się, że warto je odkrywać od czasu do czasu, nie?

Kiedy moje wielkie uczucia są dobrymi uczuciami, myślę o tym, że kiedy skończą się spotkania Zoom, urodzinowe wyścigi motocyklowe, nauka na odległość i maski, dla wielu rodziców znikną też inne rzeczy. Losowe, przedpołudniowe spacery z dziećmi. Obserwujący, jak rodzeństwo tworzy „stacje szpiegowskie” w piwnicy w południe. Jedzenie śniadania jako rodzina codziennie. Znikną wszystkie intensywne, obce rzeczy, nie tylko te złe. Być może, w sposób przypominający syndrom sztokholmski, nasze uczucia będą kombinacją ulgi i żalu, gdy życie zostanie wznowione, jakkolwiek by nie było. Kto może wiedzieć, kiedy w tym jesteśmy, prawda? Ale miejmy nadzieję, że wszyscy będziemy mogli trochę łatwiej odetchnąć i rozładować nasze uczucia po rozmowie o pogodzie na uboczu meczu piłki nożnej, podczas gdy w oddali przyglądamy się naszym dzieciom.