Trzymanie mojego dziecka z dala od dziadków było dla naszej rodziny pandemicznym złamanym sercem

Pewnego ranka, po kilku tygodniach pozostawania w domu, mój 20-miesięczny synek wskazał na patelnię suszącą się na kuchence z poprzedniego wieczoru, uśmiechnął się i swoim przeuroczym głosem wyszeptał:cheeesssse. Spojrzał na mnie i powiedział GuhGuh, imię, które z miłością nazywa swoją babcią. Wiedziałem dokładnie, o czym myśli. Przypomniała mu się moja mama i maślana kanapka z grillowanym serem, którą robi dla niego, kiedy odwiedza ją co tydzień… cóż, co tydzień przed pandemią COVID-19 rozdzieliła nas wszystkich na czas nieokreślony.

Następnie wskazał na drzwi, uniósł ręce i powtórzył jej imię, tak jak to robi, czekając na jej przybycie. Kiedy powiedziałem mu, że niedługo ją zobaczymy (myślenie życzeniowe, prawda?), poprosił o mojego tatę, którego nazywa tatą. I tak zaczął się mój dzień. Z ciosem w brzuch. Natychmiast FaceTimed GuhGuh i Papa powiedzieli dzień dobry – a ich dzień również zaczął się od ciosu w brzuch.

Kiedy FaceTime to za mało

Oczywiście nie był to pierwszy raz w ciągu ostatnich prawie dwóch miesięcy, kiedy prosił o babcię i dziadka. Oddalaliśmy się społecznie i przestrzegaliśmy nakazów pozostania w domu tutaj, w Nowym Jorku, podczas gdy oni robią to samo (do tego stopnia, że ​​mój tata jest niezbędnym pracownikiem) w New Jersey. Mój spostrzegawczy mały facet zdaje sobie sprawę, że jego gramaków nie ma tu co tydzień, że od zawsze nie miał niespodziewanej weekendowej wizyty ich dwojga i że nie byliśmy w ich domu przez całe życie. Ale on ciągle o nich myśli i wypowiada ich imiona… kiedy śpiewamy piosenkę, często śpiewają z nim lub gdy czytamy książkę, którą mu podarowali, kiedy słyszy dzwonek FaceTime w moim telefonie (nawet jeśli to nie oni ) lub gdy znajdzie element G lub P w swojej układance z literami.

Oczywiście, widzimy i słyszymy je wirtualnie, co w dzisiejszych czasach jest bezcenne dla nich wszystkich, ale nawet FaceTime się starzeje. Czasami mój syn będzie w pełni zaangażowany w dzielenie się z nimi swoimi zabawkami i popisywanie się nowymi słowami, których najwyraźniej nauczył się z dnia na dzień. Innym razem poprosi o zobaczenie ich przez telefon, pomacha, spróbuje je pocałować przez ekran, czasem żartobliwie wciśnie przycisk home, aby wstrzymać ekran (bo cóż, małe dzieci), a potem wrócić do gry. To tak, jakby po prostu chciał się upewnić, że nadal tam są. Chce po prostu, żeby byli z nim w tym samym pokoju, w każdy możliwy sposób.

Kompromis polegający na zapewnieniu mu bezpieczeństwa

To także trudne dla moich rodziców, którzy są po drugiej stronie 65 lat, ale są młodzi fizycznie i psychicznie (i niezwykle zaangażowani zarówno w życie jego, jak i jego młodszego kuzyna). Tuż przed wejściem w życie nakazu pozostania w domu i zachowania dystansu, debatowaliśmy na kilka tygodni przed wyjazdem z naszego nowojorskiego mieszkania do ich podmiejskiego domu. Podwórko! Więcej przestrzeni! Cichy pokój z dala od chaosu dla mojego męża do pracy!

Prawdopodobnie po raz pierwszy nie pozwolili nam ich zobaczyć. Odmowa odwiedzin nas, zwłaszcza ich wnuków, przed tą pandemią byłaby niezrozumiała. Jednak w przeciwieństwie do wielu innych rodziców i dziadków nie martwili się o swoje zdrowie. Obawiali się, że mój tata, praktykujący ginekolog/położnik, może nieumyślnie narazić ich wnuka na nieznane.

To nie była decyzja, którą podjęli pochopnie — ponieważ teraz brakuje im kamieni milowych w prawdziwym życiu. Na tym etapie życia mojego syna każdy dzień jest nową przygodą, opanowaną nową umiejętnością, nowym słowem, uroczym odkryciem. W normalnych czasach widywali go codziennie na FaceTime, ale tylko jako dodatek do regularnych wizyt. Mogliby zobaczyć, jak rozpoznaje litery alfabetu na ekranie, ale byliby jeszcze bardziej dumni, gdy kilka dni później zobaczyliby, jak opanowuje tę wiedzę w prawdziwym życiu.

Moi rodzice tęsknili za tym, że nie mogli świętować Paschy z wnukami, a świętowanie Paschy podczas zarazy oznacza wirtualną Seder pustkę smaków, zapachów i rzeczywistych uczuć rodziny (o co chodzi w świętach) do nas). Czytaliśmy z przedszkolnej Hagady, którą po raz pierwszy zaczęliśmy używać, kiedy byłam w przedszkolu, i śmialiśmy się z przekładów piosenek, które nie były zgodne. Mój maluch był podekscytowany, widząc dziadków, ciotkę, wujka i kuzyna na jednym ekranie, ale to oczywiście nie to samo… zwłaszcza, że ​​w tym roku, jak ubolewała moja mama, wnuki były starsze i mogły uczestniczyć jeszcze więcej w smakach, zapachach i poczuciu wspólnoty.

Moja mama kończy każdą rozmowę FaceTime z nami, mówiąc, że chce go po prostu przytulić i pocałować.

Odległość jest nie do zniesienia, ale bliskość byłaby drażniąca

Czemu więc nie przejechać obok siebie, tak jak robi to wiele innych wnuków i dziadków, i nie stanąć w akceptowalnej odległości od siebie, aby mogli zobaczyć siebie nawzajem w prawdziwym życiu? Cóż, mój słodki chłopak chciałby po prostu wskoczyć w ich ramiona, przytulić się do bajki i przytulić się do mojej mamy, śmiać się i śpiewać głupią piosenkę z moim tatą. Byłby zdenerwowany, że nie może. I chociaż może mieć zaledwie 20 miesięcy i być nieco chroniony przed tą rzeczywistością, z pewnością może chować urazę.

Teraz już czuje, że sprawy mają się inaczej. Dlaczego teraz to utrudniać?

Więc nadal łączymy się wirtualnie. Wiemy, że mamy szczęście, że możemy to zrobić. Mój tata mówi nam, że widział dziadków z pierwszej ręki w szpitalu, którzy poznali swoje wnuki przez FaceTime podczas tej pandemii – i nie wie, kiedy będą w stanie je trzymać, całować i wdychać zapach noworodka. Mamy szczęście, że mój syn jest wystarczająco dorosły, by je znać i tęsknić za nimi, a zatem również na tyle dorosły, by pocieszać się wiedząc, że tam są. Wiemy, że w schemacie rzeczy nie zgubiliśmy się tak, jak inni. Ale straciliśmy cenny czas — czas, który jest skończony i niezastąpiony.

Od pierwszego dnia naszego życia w domu, nie widywanie ich — nie spotykanie wszystkich jego kochających dziadków, ciotek, wujków i kuzynów — było najtrudniejszą częścią tej pandemii. Będąc domową mamą małego malucha, niektóre dni w naszym mieszkaniu nie różnią się zbytnio od przenikliwie chłodnego zimowego popołudnia lub dnia choroby w domu. Staram się, aby każdy dzień – wypełniony książkami i tańcami, lekcjami muzyki i kredkami Zoom – był wesoły i zabawny. (Oczywiście nieświadomie robi to samo dla mnie.) Ale niewiedza, kiedy będzie mógł wskoczyć w ramiona dziadków, ponownie ich przytulić i pocałować, staje się nie do zniesienia. To okrutne, niekończące się złamanie serca – każdego dnia – dla nas wszystkich.