Rzuciłem pracę z powodu pandemii i czuję się jak porażka jako pracująca mama

Jako pracująca mama pandemia COVID-19 uderzyła w moje życie jak bomba atomowa. Z dnia na dzień przeszedłem z ambitnego profesjonalisty zajmującego się pisaniem i marketingiem z dwójką dzieci w szkole do bycia przepracowanym, chaotycznym bałaganem i kiepską wymówką dla wirtualnego nauczyciela uczenia się. Miesiącami walczyłam o to, żeby to wszystko działało, ale ostatecznie poczułam się zmuszona do podjęcia trudnego wyboru, który stał się strachem i rzeczywistością dla wielu innych pracujących kobiet:rzuciłam pracę, aby moja rodzina mogła przetrwać pandemię.

Podobnie jak wielu rodziców, od połowy marca mam ze sobą dzieci w domu, kiedy pracowałem. Mój mąż ma niezbędną pracę, więc codziennie jest w biurze, zamiast pracować zdalnie z naszym przedszkolakiem i drugoklasistą, wspinając się po nim, tak jak ja. Na początku pandemii pracowałem na pełny etat w roli marketingu, a także utrzymywałem kilka niezależnych prac pisarskich w ramach dodatkowej pracy. Oboje nasze dzieci miały także wirtualne zadania edukacyjne do ukończenia, dopóki nie zaczęły się „wakacje” w maju, więc ja też tym żonglowałam.

Nie żyjemy w odcinku „Zostaw to bobrowi”, więc mój mąż dostrzegł niesprawiedliwość związaną z codziennym chodzeniem do pracy i zostawianiem mnie w domu, abym zajmowała się wszystkim innym. Zaczął się spóźniać, wychodzić wcześnie i brać tyle dni wolnych, ile mógł. Ostatecznie opracowaliśmy własną wersję podzielonego harmonogramu. Dwa dni w tygodniu w ciągu dnia zostawał w domu z dziećmi, a na noc chodził do biura, co dało mi więcej czasu na samodzielną pracę.

W dni, kiedy nie było go w domu, pracowałam w dziwnych godzinach, próbując wypełnić role supergwiazdy i mamy numer jeden. Zapisywałem się do pracy o 5 rano i pracowałem w trzygodzinnym bloku, robiłem sobie poranną przerwę, aby opiekować się wirtualną nauką dzieci i zajęciami Zoom, po południu pracowałem kolejny kawałek, podczas gdy moje dzieci były przyklejone do Netflix, zatrzymaj się na kolację, a potem przez całą noc pracuj nad moimi zleceniami, podczas gdy mój mąż zajmował się kąpielami i pójściem spać.

Przetrwaliśmy w ten sposób przez ponad trzy miesiące, ale wraz z letnią przerwą było to tym bardziej nie do utrzymania. Wirtualny czas nauki moich dzieci został zastąpiony wirtualnymi obozami letnimi, które były jeszcze trudniejsze do skoordynowania. Harmonogram pracy mojego męża był zbyt napięty, aby mógł już brać wolne w ciągu dnia, a ja byłam na skraju wypalenia. Wyglądało na to, że codziennie od wschodu do północy byłam na zegarze i czułam się winna za wszystkie sposoby, w jakie nie mogłam być przy moich dzieciach.

Moje najmłodsze dziecko ma opóźnienie w mowie i ma problemy z czytaniem. Pandemia oznacza, że ​​nie otrzymuje zwykłej pomocy od swojego szkolnego nauczyciela mowy, a ja byłam zbyt zajęta wszystkim innym, by regularnie z nim pracować. Moja najstarsza była rozpaczliwie samotna bez swoich szkolnych przyjaciół i nauczycieli. W dni powszednie siadała obok mnie przy moim biurku i zadawała niekończące się pytania o to, co robię i kiedy skończę, abyśmy mogli spędzić razem czas. „Zawsze jesteś zajęty” – powiedziała mi pewnego dnia. „Nigdy nie masz czasu, aby z nami być”.

Jest to coś, co jestem pewien, że każdy rodzic pandemiczny słyszał tysiące razy, ale bolało, ponieważ wiedziałem, że nie przesadza. To była prawda. Zacząłem już mieć żal do godzin, które spędzałem na służebnych zadaniach w pracy, i zadawałem sobie poważne pytania, czy korzyści płynące z mojej pracy są naprawdę warte dla naszej rodziny. Moja praca w marketingu była pozycją kontraktową i chociaż zarabiałem dobre pieniądze na wszystkich moich pracach łącznie, otrzymywałem zaniżone wynagrodzenie za pracę, którą tam wykonywałem. Firma nie planowała też zatrudniania mnie jako pracownika niekontraktowego, więc nie było realnej możliwości awansu ani przyszłego rozwoju.

Pracowałem o każdej porze dnia i nocy, aby upewnić się, że wypełniłem swoje obowiązki w pracy, pomimo dwójki małych dzieci w domu i pandemii szalejącej za moimi drzwiami, ale czułem się, jakbym był kręcąc moimi kołami. Gdyby to był inny czas, szukałbym nowej roli. Ale biorąc pod uwagę pandemię, moje ogólne wyczerpanie i wszystkie niewiadome związane z opieką nad dziećmi i nadchodzącym rokiem szkolnym, zacząłem analizować liczby, aby sprawdzić, czy uda mi się zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, aby przetrwać samodzielnie.

Wydawało się absurdalne nawet o tym myśleć. Stopa bezrobocia wynosi 13,3%, a ja rozważałem odejście z pracy? Co się stanie, jeśli moje zlecenia na zlecenie wyschną? A jeśli pandemia potrwa rok? A co jeśli było oszałamiające, ale tak samo było z wypaleniem, które czułem. Na początku czerwca zdecydowałem się na skok. Poinformowałem szefa, że ​​muszę dokonać zmiany, i zgodziłem się pracować w niepełnym wymiarze godzin, dopóki nie znajdą mojego zastępcy. Stworzyłem nowy harmonogram, który pozwolił mi pracować rano, ale i tak spędzać resztę dnia z moimi dziećmi.

Tak po prostu moja kariera była w przerwie.

Wiem, że mogłem dokonać tego wyboru tylko ze względu na ogromne przywileje. Mam luksus wielu opcji pracy, elastyczny grafik i partnera, który ma stosunkowo dobrą pewność pracy i stabilne dochody. Nawet jeśli wszystkie te rzeczy działają na moją korzyść, nadal czuję się winna i wstyd z powodu moich wyborów.

Z pewnością nie jestem jedyną mamą na tym stanowisku. W kwietniu tego roku badanie wykazało, że 14% matek rozważało odejście z pracy z powodu wymagań związanych z domem i życiem rodzinnym podczas pandemii. Mimo to jest część mnie, która czuje, że jakoś zawiodłam lub jakbym była chodzącym stereotypem antyfeministycznych ideałów. Jestem pracującą mamą w 2020 roku. Mam „mieć to wszystko”. Mam rozbić szklany sufit, być idealną wszechobecną matką i nigdy nie pozwolić nikomu zobaczyć, jak się pocę. Zamiast tego rezygnuję.

Prawdę mówiąc, świat nie ułatwia kobietom pozostania w pracy. Ci z nas w związkach heteroseksualnych często odkrywają, że nasza praca jest dosłownie mniej warta dla naszych rodzin niż praca naszych partnerów. Raport US Census Bureau z 2017 r. wykazał, że pracujące w pełnym wymiarze godzin, przez cały rok kobiety zarabiały około 80% tego, co ich koledzy płci męskiej zarobili w tym roku. Kobiety zajmują również mniej stanowisk kierowniczych niż mężczyźni, a mężczyźni zazwyczaj promują innych mężczyzn, więc kobiety mają mniej możliwości wspinania się po drabinie korporacyjnej.

Praca kobiet jest również chronicznie niedoceniana, a w czasach kryzysu często postrzega się naszą pracę jako zbędną. W kwietniu 2020 r. kobiety stanowiły 49% całej siły roboczej, ale odpowiadały za 55% utraty miejsc pracy. Kobiety nieproporcjonalnie pracują również w zdziesiątkowanych przez pandemię dziedzinach, takich jak handel detaliczny, opieka i hotelarstwo. Niedawne badanie przeprowadzone przez National Bureau of Economic Research wykazało, że tylko 22% kobiet ma pracę, którą można wykonać w domu, w porównaniu z około 28% mężczyzn.

Ponieważ wiele kobiet — w tym ja — pracuje w niestabilnych branżach z mniejszymi szansami na awans i jest mniej prawdopodobne, że dopasujemy się do przyszłego potencjału zarobkowego naszego partnera, nasze możliwości w czasach kryzysu są ograniczone. Czy miałam wybrać moją niestabilną, nijaką pracę zamiast dzieci? Czy miałam biegać przez pięć godzin snu i otrzymywać zaniżone wynagrodzenie, żeby mieć lepszą historię pracy w jakiejś nieznanej przyszłości, kiedy to wszystko się skończy i będę mogła znaleźć lepszą pracę?

Część mnie mówi tak. Wiem, że przerwy w karierze tylko szkodzą mojemu życiowemu potencjałowi zarobkowemu i jeszcze bardziej utrudniają mi osiąganie sukcesów w miejscu pracy. Wiem, że ludzie seksistowscy już wierzą, że pracujące matki są mniej zaangażowane w swoją pracę z powodu obowiązków rodzinnych, a dokonując tego rodzaju wyborów, mogę udowodnić, że mają rację.

Jednocześnie wiem, że pierwszy poranek, kiedy się obudziłem i nie musiałem spędzać kolejnych 12-14 godzin na pracy, był najlepszym porankiem, jaki miałem przez cały rok. Wiem, że po raz pierwszy od marca moje życie wydaje się łatwe do opanowania, moje dzieci są szczęśliwsze, a ja czuję się mniej przygnębiona i beznadziejna co do przyszłości.

Może dokonałam właściwego wyboru, a może jestem chodzącym dzieckiem z plakatu, które po królewsku spieprzyło jako pracująca mama. Ostatecznie może to być po trosze z obu. W tej chwili jest kilka dobrych odpowiedzi i wybrałem najlepszą opcję, aby pomóc mojej rodzinie przetrwać niezwykłą sytuację. Odejście z pracy to moja własna forma zarządzania kryzysowego, która ma teraz znaczenie, nawet jeśli nie jest to umiejętność, którą mogę dodać do mojego CV.